Planowy wyjazd autokaru biura podróży Filiz spod dworca kolejowego w Krakowie miał nastąpić o godzinie jedenastej. Nigdzie nie było go jednak widać. Kilka minut później, kiedy zaczęliśmy już lekko niepokoić się, zadzwoniła pilotka Aleksandra Główczyńska. Powiedziała, że autokar jest już na rogatkach miasta. To nas trochę uspokoiło, ale zanim zasiedliśmy w „wygodnych fotelach klimatyzowanego, luksusowego autokaru” – jak go zachwalał organizator wycieczki „Turcja jak z baśni 1001 nocy” – upłynęła jeszcze cała godzina. Jak się później okaże, nie będzie to ani największe, ani jedyne opóźnienie na tej imprezie…
Pilotka, młoda wiekiem i stażem, o dość wybujałych kształtach, absolwentka geografii i doktorantka na architekturze – sprawiała wrażenie sympatycznej i kontaktowej osoby. Równie sympatyczni i dobrzy w swoim fachu byli kierowcy, panowie Andrzej i Krzysztof. W autokarze, nie do końca zapełnionym uczestnikami wycieczki, jechała jeszcze p. Bożena (przyjaciółka szefa touroperatora Filiz oraz dwie młode osoby, które wysiadły na lotnisku Liszt Ferenc w Budapeszcie.
Z Krakowa przez Rabkę i Chyżne pojechaliśmy na Słowację. Po sześciu godzinach zatrzymaliśmy się na obiad we wsi Devicie, położonej około pięćdziesiąt kilometrów za Bańską Bystrzycą (zagościmy tam również w powrotnej drodze). Postój trwał 50 minut.
W dalszej drodze pilotka chciała nam pokazać jakiś film, ale okazało się, że w autokarze nie ma ani jednej płyty. Ponoć zabrał je szef. Trudno, jakoś to przebolejemy. Na pocieszenie pani Ola informuje nas, że szef prawdopodobnie przyłączy się do naszej wycieczki następnego dnia rano. Tymczasem jedziemy przez Węgry. O godzinie 23. docieramy do Szegedu, gdzie w Novotelu spędzimy noc i zjemy śniadanie. Kolacja nie jest tutaj przewidziana, gdyż jest to tzw. nocleg tranzytowy. Hotel ma cztery gwiazdki i nie odbiega poziomem od innych, należących do tej sieci. Miłym zaskoczeniem jest elektryczny czajnik oraz kawa i herbata w każdym pokoju. Na śniadanie dobrze zaopatrzony szwedzki stół.