Rano wyruszamy w kierunku Olimpii. Droga wiedzie głównie przez góry, więc nie brak tu licznych serpentyn. Pani Renata zapewnia nas jednak, że nie są to te najbardziej kręte i strome serpentyny na Peloponezie. Mówi też, że powinniśmy wziąć ze sobą czapki, bo w Olimpii bywa zwykle gorąco. Faktycznie! Było gorąco, ale tylko do czasu… Zwiedzanie zaczęliśmy z nową przewodniczką o imieniu Marija. Mówiła tylko po angielsku, więc nasza pilotka próbowała tłumaczyć jej słowa. Wychodziło jej to różnie. Ale nie to było największym problemem. Kiedy przechodziliśmy obok pozostałości świątyni Zeusa, rozległ się niespodziewany grzmot. W parę minut później z niepozornie wyglądającej chmurki spadła solidna ulewa. Prawie nikt z nas nie był na to przygotowany, toteż przemokliśmy doszczętnie. Nasze ubrania nadawały się tylko do wyżymania, więc kierowcy otworzyli luki w autokarze, abyśmy mogli sięgnąć do swoich bagaży i się przebrać. W sumie była to miła przygoda w porównaniu z przeżyciami innej grupy z Rainbow Tours. Ich autokar kilka dni później zapalił się w szwajcarskim tunelu i całkowicie spłonął. Na szczęście nie było ofiar.