w Legend Riva Hotel i w sobotę po piątej rano rozpoczynamy powrót do kraju. Tym razem Stambuł udaje się przejechać bardzo szybko. Granica turecka zajmuje nam godzinę. W miarę szybko przejeżdżamy po dziurawych drogach Bułgarii. Omiatamy spojrzeniem szare blokowiska Sofii z czasów Todora Żiwkowa i już o piętnastej jesteśmy w Serbii. Przez ten kraj przejeżdżamy szybko, z jedną tylko przerwą na posiłek, na stacji Eko przed Belgradem. Granica serbsko-węgierska zabiera nam tym razem ponad godzinę. Mimo to do Novotelu w Szegedzie docieramy jeszcze przed północą. Warto w tym miejscu zacytować znamienne słowa pilotki: „Proszę państwa, po raz pierwszy jesteśmy tak wcześnie w Szegedzie. Dobrze, że na pokładzie nie było jednego marudy”.