Geoblog.pl    igebski    Podróże    Maroko - szlakiem cesarskich miast    Ifrane i Fez
Zwiń mapę
2014
14
gru

Ifrane i Fez

 
Maroko
Maroko, Fez
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 589 km
 
W niedzielę rano wyruszyliśmy do Fezu. Trasa liczyła około 500 kilometrów, a po drodze było mnóstwo interesujących widoków. Szczególnie malowniczo wyglądało pasmo Atlasu Średniego oraz zbiorniki retencyjne wśród gór. Uroku krajobrazowi dodawały też liczne gniazda bocianów. Nadal siąpił deszcz i było raczej chłodno. Czasami zatrzymywaliśmy się na stacjach benzynowych. Na jednej z nich zamówiłem sobie maroco tea, czyli tzw. whisky Berberów za 10 dh. Jest to mocno słodzona miętowa herbata w specjalnym metalowym dzbanku. Na innym z postojów w miejscowości, której nazwa niestety mi umknęła, zjadłem potrawę o nazwie kefta, czyli mielone mięso baranie z grilla. Danie to kosztowało zaledwie 40 dirhamów.
W miarę zbliżania się do Fezu pogoda systematycznie się pogarszała. Apogeum złej aury przypadło na Ifrane, gdzie trafiliśmy na padający śnieg. Miasto to leży na wysokości 1665 m n.p.m i ze względu na klimat i charakterystyczną alpejską architekturę jest nazywane marokańską Szwajcarią.
Godzinę drogi później byliśmy już w Fezie. Tutaj nie było ani śladu śniegu czy deszczu. Ten ostatni zaczął padać dopiero w następnym dniu. Zakwaterowani zostaliśmy w hotelu Mounia, gdzie mieliśmy spędzić dwie noce.
Fes (Fez) jest dawną stolicą Maroka. Obecnie stanowi centrum życia religijnego i duchowego tego kraju. Jest wpisany na listę UNESCO.
Po śniadaniu ruszyliśmy na zwiedzanie tego dość starego (założone w VIII wieku) miasta. Towarzyszyła nam miejscowa przewodniczka. Najpierw obejrzeliśmy bogato zdobioną bramę pałacu królewskiego. Do środka oczywiście wejść nie mogliśmy. Przeszliśmy następnie do dzielnicy żydowskiej Mellah, gdzie zwiedziliśmy synagogę Ibn Danana. Oprowadzał nas opiekujący się nią muzułmanin.
Później pojechaliśmy na wzgórze, z którego rozciąga się panorama Fezu. Z góry wygląda on jak jedna zbita masa budynków, przerywana czasem pasami zieleni bądź nieużytków. W tle widać szczyty pobliskich gór.
Kolejnym punktem programu było zwiedzanie pracowni ceramicznej. Tu mogliśmy zobaczyć, jakie arcydzieła można stworzyć z gliny. Nie chodzi tylko o kształty, lecz o precyzję wykonania niepowtarzalnych wzorów mozaik (zellidż).
Z pracowni plastycznej udaliśmy się do mediny (stare miasto). Medyna w Fezie jest niepowtarzalna ze względu na ogromną ilość ciasnych uliczek. Ponoć jest ich tu dziewięć tysięcy. Odległości między ścianami budynków są tak niewielkie, że dwie osoby tylko z trudem mogą się wyminąć. Panuje tu ciągły półmrok. Poruszanie się w tym labiryncie bez przewodnika mogłoby zakończyć się co najmniej wielogodzinnym błądzeniem.
Po wyjściu na nieco szersze ulice natrafiliśmy na handlarza owocami opuncji. Widziałem je po raz pierwszy w życiu. Z ciekawości spróbowałem więc jedną (koszt 1 dirham). Była całkiem smaczna. Wędrując wśród straganów z owocami, przyprawami, żywymi ślimakami i wielbłądzim mięsem mijaliśmy często objuczone osiołki. Po drodze zaglądaliśmy do otwartych zakładów usługowych lub też obserwowaliśmy rzemieślników wykonujących swoje prace pod gołym niebem, np. farbiarzy, ostrzycieli noży czy kotlarzy.
Wreszcie dotarliśmy do garbarni skór. W dużych kadziach na otwartym powietrzu robotnicy uwijali się przy swojej pracy. Zapach nie był zbyt przyjemny, więc przy wejściu otrzymaliśmy do wąchania gałązki mięty. Przy okazji oglądania garbarni mogliśmy też nabyć gotowe wyroby skórzane. Chętnych jednak raczej nie było. Przykładowa cena krótkiej damskiej kurtki - 150 Euro.
Idąc dalej, robiliśmy drobne zakupy na suku. Ja kupiłem 0,5 kg suszonych daktyli za 30 dirhamów oraz cztery kartki pocztowe ze znaczkami za 45 dh. Obejrzeliśmy jeszcze z zewnątrz meczet i uniwersytet Karawijjin oraz zwiedziliśmy warsztat tkacki z autentycznymi krosnami. Tu niektórzy z nas nabyli różne tkaniny, w tym szale. Na samym końcu mogliśmy podziwiać olbrzymią bramę Bab al Jeloud.
Po południu był czas wolny. Zdecydowałem się więc poszukać sklepu z alkoholem. W kraju muzułmańskim nie jest to łatwe, ale nie niemożliwe. Duże sieci typu Carrefour prowadzą specjalne stoiska z wyrobami monopolowymi. Od hotelu do najbliższego sklepu tej francuskiej sieci było nie dalej niż dwa kilometry, ale trochę pobłądziłem i droga wydłużyła mi się do ponad trzech kilometrów. Szedłem w strugach padającego deszczu, a do tego jeszcze przemakały mi buty. Efektem tego spaceru było późniejsze przeziębienie, które dokuczało mi do końca pobytu na marokańskiej ziemi. Ostatecznie znalazłem sklep i nabyłem dwie litrowe butelki wina miejscowej produkcji po 33 dirhamy za sztukę. W drodze powrotnej zdecydowałem się skorzystać z taksówki. Taryfiarz chciał za kurs 20 dirhamów, ale zgodził się odwieźć mnie do hotelu za 15 dh.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
igebski
Ireneusz Gębski
zwiedził 19% świata (38 państw)
Zasoby: 276 wpisów276 12 komentarzy12 409 zdjęć409 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.09.2016 - 02.03.2017
 
 
01.02.2016 - 07.02.2016
 
 
10.09.2015 - 24.09.2015