Przed południem następnego dnia dojechaliśmy do miasta Essaouira (As-Sawira). Zwiedziliśmy tutaj dawną fortecę Mogador, takąż dzielnicę żydowską oraz wytwórnię wyrobów z drewna tui. Spróbowaliśmy nugatu, którym częstował nas sprzedawca przy wejściu do fortecy. Obejrzeliśmy także popisy akrobatów przed ulicznymi restauracjami. W czasie wolnym odbyłem długi spacer po szerokiej plaży. Miejscowe kobiety wchodziły tu do wody w ubraniach, co u muzułmanów jest rzeczą jak najbardziej naturalną.
Na obszernym placu między oceanem a murami miasta kręciło się sporo handlarzy pamiątkami, głównie z głębi Afryki, sądząc po karnacji. Pełno tu było - podobnie jak w całym Maroko - kotów. Lubię te zwierzaki, więc absolutnie mi nie przeszkadzały. Widziałem jednak, że niektórzy turyści patrzyli na nie z ledwo ukrywaną odrazą.
Od szesnastu lat miasto jest gospodarzem Światowego Festiwalu Muzyki Gnawa. Próbek tej muzyki posłuchać można było przed niektórymi restauracjami.
Jadąc w stronę Agadiru wzdłuż wybrzeża Atlantyku podziwialiśmy przepiękne widoki: z jednej strony urwiste klify, z drugiej zaś gaje oliwne i lasy arganowe.
Jeszcze tylko krótki postój w kooperatywie Mariana, gdzie spróbowaliśmy miejscowego chleba z olejem arganowym i wkrótce po zachodzie słońca dojeżdżamy do Agadiru. Pętla zamknięta. Za nami ponad 1 700 km.
Była też oczywiście zielona noc, potem transfer na lotnisko, pięć godzin lotu do Warszawy, drugie tyle Polskim Busem do Gdańska. No i wreszcie czas na wspomnienia...
Więcej zdjęć:https://plus.google.com/u/0/photos/105491291175835308949/albums/6094974594544722833