Kolejnego dnia mieliśmy w drodze do Erywania zatrzymać się w winnym regionie Areni. Tak przynajmniej wynikało z programu. Pilotka uznała jednak, że nie zrealizujemy tego punktu. Może obraziła się na nas po incydencie z kierowcą posądzonym o nietrzeźwość? Tego nie wiem, ale widać było, że jest mocno zdystansowana do grupy.
Przejeżdżaliśmy drogą, w pobliżu której spotykają się granice czterech państw: Armenii, Iranu, Turcji i Azerbejdżanu (eksklawa, jeżeli chodzi o to ostatnie). Wkrótce po lewej stronie zobaczyliśmy zarys legendarnego Araratu. Szczytu góry, na której miała ponoć osiąść arka Noego, nie było widać, gdyż zasłaniały go chmury.
Na niewielkim wzgórzu oddzielonym od Araratu (obecnie góra znajduje się po tureckiej stronie granicy) rozległą równiną, znajduje się klasztor Chor Wirap (Głęboka Studnia). Historia klasztoru związana jest z legendą o św. Grzegorzu Oświecicielu.
Zwiedzanie Erywania zaczynamy od Instytutu Piśmiennictwa Matenadaran (nie wchodziłem do wnętrza). Następnie w niewielkiej restauracyjce Jazzve zamawiamy obiad. Czekamy na realizację zamówienia około godziny, bo jak się okazuje, na zapleczu jest tylko jeden kucharz. Zupa solianka z grzankami kosztuje 2300 a duży naleśnik z mięsem w środku 2700 dramów.
Tego dnia odwiedzamy jeszcze dwie świątynie: klasztor Geghard i antyczne Garni. To ostatnie już prawie o zmroku. Na nocleg przybywamy do hotelu Capital (w ciągu całego pobytu w Gruzji i Armenii tylko trzy razy spędzaliśmy noce w hotelach).
Wieczorem w jednym z pokoi organizujemy małą imprezkę z okazji urodzin Ryśka. Nie uczestniczy w niej pilotka i dwie inne osoby.
W piątek 16 września zwiedzamy stolicę Armenii. Najpierw spacerujemy po centrum, wspinamy się na okazałe schody przy kaskadach, przechodzimy obok opery i rządowych obiektów, po czym zagłębiamy się w rzędy straganów na targu staroci. Przy okazji fotografujemy rezerwistów dumnie wypinających piersi z orderami. Potem przychodzi czas na muzea. Pierwsze poświęcone jest znanemu reżyserowi Siergiejowi Paradżanowowi. Drugie zaś upamiętnia ludobójstwo Ormian w latach 1915-1917. W wyniku tureckich represji zginęło wtedy około półtora miliona osób. Na terenie Muzeum Cicernakaberd znajduje się niewielki lasek z drzewkami o różnej wysokości. Na przestrzeni kilkunastu ostatnich lat sadzili je światowi przywódcy, którzy odwiedzali to miejsce (Aleksander Kwaśniewski w 2001 roku).
Z muzeum ludobójstwa pojechaliśmy do Eczmiadzynu. To taki ormiański odpowiednik Watykanu. Znajduje się tu siedziba katolikosa, czyli zwierzchnika kościoła ormiańskiego. W muzeum z relikwiami jest tu podobno fragment arki.