31.07.02. Środa
Dziś kończy się jedenasty miesiąc mojego bezrobocia (nie licząc epizodu ze spisem powszechnym). Świadomość tego działa z jednej strony przygnębiająco, z drugiej zaś zmusza do działania.
Odwiedziłem dziś biuro organizacji międzynarodowej Interregion. Pobrałem tu materiały reklamowe i blankiet umowy. Chodzi o wyjazd na jagody do Szwecji. W tym miejscu muszę powiedzieć ile trzeba stracić, żeby zarobić. Otóż zwykły uczestnik musi zainwestować 795 złotych plus koszty biletu na prom. Natomiast uczestnik z samochodem płaci jedynie 295 zł. Właśnie ta opcja interesuje mnie szczególnie. Ryzyko jest co prawda spore, bo prowadzenie auta po obcym kraju nie należy do najłatwiejszych. Jednak korzyści też są wymierne. W zamian za swoja pracę kierowcy i udostępnienie samochodu mam mieć darmowe zakwaterowanie oraz zwrot kosztów paliwa.
A zarobki? Tych nikt nie gwarantuje. Wszystko zależy od samych uczestników. Można zarobić kilkaset złotych dziennie, można też nic nie zarobić. Po prostu tyle będzie pieniędzy ile zbierze się runa leśnego. To z kolei zależy od pracowitości, urodzaju na danym terenie, cen w skupie, warunków pogodowych itp. Stracić raczej się nie powinno. Muszę to jednak jeszcze skonsultować z Elą.
02.08.02 Piątek
No, kości zostały rzucone! Zapłaciłem 295 złotych firmie Interregion i podpisałem umowę. W zamian otrzymałem plik materiałów szkoleniowych. Niestety, nie było wśród nich obiecanej i opłaconej kasety wideo. Teraz mam oczekiwać na skompletowanie załogi (trzy osoby). Sporo pieniędzy będę jeszcze musiał wydać na zapasy żywności i obowiązkową wymianę koron (ponoć 2000 SEK wystarczy). Wyjazd ma nastąpić najpóźniej do piętnastego sierpnia.
W ostatnich latach Interregion nie miał najlepszej prasy. Zarówno w Szwecji jak i w Polsce ukazało się mnóstwo krytycznych artykułów o tej organizacji. Parokrotnie zajmowała się też nią prokuratura. Zarząd firmy w kolportowanych przez siebie materiałach usiłuje udowodnić, że wszelkie zarzuty są wyssane z palca. Jak jest naprawdę — przekonam się już niebawem.
04.08.02. Niedziela
Zaczynam uzupełniać wyposażenie na wyjazd do Szwecji. Dziś w sklepie wędkarskim nabyłem kalosze z tasiemkami do wiązania pod kolanami (48 zł). Chciałem jeszcze kupić spodnie podgumowane, ale nie mieli. Kurtki przeciwdeszczowe mam w domu. Zaopatrzyłem się też w konserwy mięsne i rybne oraz w różnego rodzaju makarony i zupki błyskawiczne.
10.08.02. Sobota
Ten cholerny Interregion zaczyna działać mi na nerwy. Do wczoraj czekałem cierpliwie na jakąkolwiek wiadomość. W końcu nie wytrzymałem i sam zadzwoniłem. Najpierw długo wyjaśniałem jakiejś panience, o co mi chodzi. Potem zostałem skierowany do innej, ponoć zajmującej się moją sprawą. Ta z kolei obiecała oddzwonić. Faktycznie, po upływie pół godziny odebrałem telefon. Dowiedziałem się, że są kłopoty ze skompletowaniem załogi dla mnie. Jest to tłumaczenie o tyle dziwne, że jeszcze przed tygodniem były problemy z brakiem kierowców. Wyraziłem zatem głośno swoje wątpliwości. Wówczas pracownica Interregionu zapewniła mnie, że zaraz mi kogoś znajdzie i że 13 sierpnia na pewno wyjadę do Szwecji. Znów miałem czekać na telefon. Niestety, do wieczora nie doczekałem się.
Dziś rano znów wykręciłem numer do Interregionu. Tym razem odebrała jeszcze inna pracownica. Ta z kolei powiedziała mi, że w tej chwili firma jest zajęta wysyłaniem ludzi na drugi turnus, ja zaś jestem zapisany na trzeci, więc powinienem cierpliwie czekać. Szkopuł w tym, że według materiałów informacyjnych i odpowiedniej klauzuli w umowie wyjazd na drugi turnus miał zakończyć się drugiego sierpnia, na trzeci zaś jedenastego. Tego panienka nie potrafiła mi już wyjaśnić. Powtarzała tylko w kółko, że wszystko będzie dobrze i że mam czekać. Do kiedy? Nie wiadomo.
Widzę teraz wyraźnie, że organizacja pracy w tej firmie pozostawia sporo do życzenia. Okazuje się tym samym, że negatywne publikacje prasowe o jej działalności nie były wyssane z palca — jak pragnie to przedstawić na wielu stronach swego informatora prezes dr Marian Matulewicz.
12.08.02. Poniedziałek
W Bytowie dosięgnął mnie telefon z Interregionu. Informacja była krótka, lecz konkretna. Przydzielono mi załogę: Macieja J. Beatę K. i Bożenę W. Wyjazd ma nastąpić w środę rano. Miejsce docelowe: Storuman na północy Szwecji. Na siedem dni mamy opłacone miejsce na kempingu. Mieszkać, niestety, musimy w namiotach.
Został zatem jeden dzień na spakowanie, zakup żywności, koron i załatwienie mnóstwa drobniejszych spraw. „Moja” załoga widać również dostała sygnał, że ma jechać ze mną, bo nagle się wszyscy rozdzwonili. A wiadomo, jak przyjemnie rozmawia się prowadząc samochód w deszczu. Spławiałem ich zatem, prosząc o telefon do domu za dwie godziny. Rzeczywiście, wieczorem znów odebrałem serię telefonów. Ze zdziwieniem dowiedziałem się, że jedna z moich załogantek jedzie aż ze Szczecina. Na dodatek jej chłopak trafił do innego samochodu. Poza tym wszyscy oczekują szczegółowych informacji ode mnie. Tymczasem ja wiem dokładnie tyle samo co oni...
13.08.02. Wtorek
O rezerwację biletów na prom poprosiłem Bożenę W. O jedenastej poinformowała mnie, że udało jej się to załatwić. Bilet (w obie strony) na samochód plus cztery osoby ma kosztować jedynie 390 zł. Trafiliśmy na jakąś promocję. Dobre i to, bo inne nowiny nie napawają optymizmem. Martwi mnie na przykład konieczność nocnej jazdy z Karlskrony na północ. Jednym skokiem i tak nie pokonam całej trasy (ponad 1 100 km). Poza tym dopiero dziś dowiedziałem się, że musimy mieć swój namiot. Panienka z Interregionu uznała to za normalne. Ciekawe więc co gwarantuje nam firma. Wskazanie nazwy miasta trudno przecież nazwać dużym wysiłkiem organizacyjnym.
Poznałem dziś Macieja J. Pierwsze wrażenie: pewny siebie dresiarz. Obym się mylił.
14.08.02. Środa
Wstaję o 4:50. Robię śniadanie i kanapki na drogę. Odwożę Elę do pracy i jadę do Nowego Portu. Tu pierwszy zgrzyt: Maciek J. jeszcze śpi, mimo iż umawialiśmy się na 6:15. Na szczęście szybko się ubrał. W Gdyni jesteśmy o siódmej. Spod dworca kolejowego zabieram na „pokład” Beatę. Bożena doszlusowuje na przystani promowej.
Odprawa celna odbywa się szybko i sprawnie. Na pytanie o cel wyjazdu odpowiadam, że turystyczny. Celnik poleca otworzyć bagażnik i, widząc kalosze, pyta: A to po co? Odpowiadam, że turyście wszystko może się przydać, zwłaszcza gdy chodzi po lesie. Celnik mrugnął porozumiewawczo okiem i machnął ręką. Doskonale przecież znał cel naszego wyjazdu.
Odpływamy z lekkim opóźnieniem o 9:25. Pogoda świetna. W sklepiku na promie wcale nie jest tak tanio, jak myślałem. Piwo Carlsberg 0,33 l kosztuje 10 SEK, czyli ok. 4,50 zł. Tyle samo trzeba zapłacić za Warsteiner. Taniej jest, gdy bierze się całą ”walizkę”, czyli 24 puszki. Moi współpasażerowie tak właśnie czynią. Nie przyłączam się jednak do nich. Wieczorem mam przecież prowadzić samochód.
W Karlskronie odprawa nie przebiega już tak gładko. Tamtejsza celniczka nie bardzo wierzy w turystyczny cel naszej wyprawy. Domaga się pokazania zaproszenia lub pieniędzy na pobyt. Wyciągamy po dwa tysiące koron każdy. Mimo to otrzymujemy w paszportach wpis „max 10 day”. Ciekawe, co grozi za przekroczenie tego terminu?
O godzinie dwudziestej startujemy na północ.
15.08.02. Czwartek
Jakieś 150 kilometrów przed Sztokholmem poczułem nieprzepartą senność. Była pierwsza w nocy. Zdrzemnąłem się w fotelu przez blisko półtorej godziny. Trochę pomogło. Ruszyłem dalej. Po kilkudziesięciu kilometrach przejechałem jeża. Nieco dalej, na prostej równej drodze, zauważyłem tuż przed maską kilka dużych kamieni. Na jakąkolwiek reakcję było już za późno. Całym pędem wjechałem w tę przeszkodę. Samochód podskoczył do góry, zachybotał się na boki i pojechał dalej. Dopiero rano zobaczyłem, że felga przedniego koła jest mocno pokiereszowana.
Drugi kryzys dopadł mnie około siódmej. Jechałem z otwartymi oczami, a zdawało mi się, że śnię. Znów przespałem się godzinkę na siedząco. Później, w miejscowości Björnmyra przy E4, zafundowałem sobie kawę za 16 koron. To był właściwie jedyny mój wydatek na całej trasie. A nie, przepraszam — kupiłem jeszcze kartę telefoniczną za 60 koron.
Do Storuman dojechaliśmy o 17:30, po blisko 22 godzinach jazdy. Okazało się, że odległość dzieląca tę miejscowość od Karlskrony wynosi nie 1 100, lecz 1 300 kilometrów. Kemping sprawia wrażenie solidnego. Są prysznice, sauna, kuchnia, a nawet piec do pieczenia chleba. Niestety, brak wyposażenia kuchennego, a my nie mamy garnków. Sama miejscowość jest położona wśród lasów na skraju dużego jeziora, które również nazywa się Storuman
Już w czasie jazdy zauważyłem, że Maciek i Bożena „mają się ku sobie”. Tak szybko rozwijającego się romansu jeszcze nie widziałem. Poznali się zaledwie kilka godzin wcześniej, a już migdalili się na dobre. On ma 27 lat, ona 43. On odszedł od żony i dziecka. Teraz ma konkubinę i drugie dziecko. Ona zaś jest po rozwodzie, ale nadal mieszka z byłym mężem w tym samym mieszkaniu.
Maciek rozbił namiot, w którym spaliśmy we trójkę, gdyż Beata spała ze swoim kuzynem (a nie chłopakiem, jak wcześniej podała). W nocy było trochę chłodno. Na szczęście oprócz śpiwora zabrałem również koc.
16.08.02. Piątek
Jagody: 17,40 x 10 = 174 SEK
Borówki: 16,80 x 7 = 107SEK
Wstajemy o szóstej. Zanim jednak wszyscy się wyszykowali, wybiła siódma. Jedziemy na chybił trafił drogą E12. Zatrzymujemy się gdzieś na dwunastym kilometrze. Idziemy pod górę. Las się przerzedza. Coraz więcej głazów i pniaków. Tu spotyka się najwięcej borówek. Nie jest ich jednak tak dużo, jak się spodziewaliśmy. Jagód również niewiele. Sąsiedzi z kampingu mówili, że te ostatnie już się kończą.
Zbieramy do osiemnastej. Samo zbieranie nie jest uciążliwe. Metalowo-drewniano-brezentowe zbieraczki, które nabyliśmy wczoraj po sto koron za każdą, są bardzo pomocne. Gorsze jest chodzenie po stromych zboczach i szukanie „złotych żył”. Uciążliwe jest również znoszenie „urobku” do samochodu, często z odległości dwóch kilometrów. Przerwy robimy średnio co trzy godziny.
Na skupie okazało się, że Maciek zebrał 11,60 kg a Beata 10,2 kg jagód. Bożena natomiast uzbierała 10 kg borówek. Wyszło więc na to, że już pierwszego dnia zostałem liderem.
Kupiliśmy w sklepie ICA garnek za 119 koron. Ma nam służyć do gotowania wody na herbatę i kawę oraz wszelkiego rodzaju zup.
Około dwudziestej rozpętała się gwałtowna burza. Trwała niewiele ponad pół godziny, ale jej skutki były opłakane. Podtopiło wiele namiotów, w tym nasz. Ucierpiały śpiwory. W związku z tym, że podłoga namiotu była nasiąknięta jak gąbka, położyłem się spać w samochodzie. Nie było zbyt wygodnie, ale zdecydowanie cieplej niż w namiocie.
17.08.02. Sobota.
Jagoda: 13 x 10 = 130 SEK
Borówka: 23,14 x 7 = 130 SEK
Już drugi dzień z rzędu moja dniówka oscyluje wokół 120 złotych. Nie jest to rewelacja, ale da się wytrzymać. Znów nazbierałem najwięcej z całej mojej załogi. Wydaje mi się, że krzywo na mnie patrzą. Dzisiaj trochę przegiąłem z jagodami. Nazbierałem mianowicie mnóstwo jagody bagiennej i tzw. wilczej. W skupie blefowałem, że nie potrafię jeszcze odróżnić tych właściwych od dzikich. Tym razem udało mi się sprzedać tę mieszankę, co prawda nie w naszym (na terenie kampingu) skupie, ale w konkurencyjnym.
Chleb krajowy już mi się skończył. Kupiłem więc bochenek miejscowego. Zapłaciłem 14,90 korony. Szwedzki chleb nie umywa się jednak do naszego, jest jakiś słodkawy i ogólnie mdły. Zwróciłem na to uwagę już przed rokiem, podczas pobytu w Goteoborgu. Na obiad zjadłem zupkę chińską.
18.08.02. Niedziela
Borówka 28,30 x 6 = 170 SEK
Dzisiaj zbieraliśmy tylko z Maćkiem. Beata nie wstała, gdyż tłumaczyła się, że ma zakwasy. Bożena została w obozowisku chyba tylko po to, aby dotrzymać jej towarzystwa. W ogóle wydaje mi się, że obie panie mają za delikatne rączki do tej pracy. Ja mam bąble na obu stopach (wina kaloszy o dwa numery za dużych), ale się nie skarżę.
Nadal utrzymuje się piękna pogoda. Jest nawet zbyt gorąco. Wyszukiwanie miejsc borówkodajnych nie jest wcale łatwe. Dziś przejechaliśmy prawie 30 kilometrów w jedną stronę, zanim znaleźliśmy w miarę dobry młodnik. Wróciliśmy o siedemnastej. Maciek, bez towarzystwa kobiet, zebrał prawie tyle samo borówki co ja, gdyż 27,4 kg. Tymczasem borówka potaniała o jedną koronę.
Przy niedzieli fundnąłem sobie piwo Pripps (3,2%) za 10 koron. Połaziłem trochę po okolicy. Niemal we wszystkich namiotach można spotkać Polaków. Rejestracje samochodów z całego kraju. Charakterystyczne, że każdy narzeka, głównie na Interregion.
Po raz pierwszy w życiu byłem w saunie. Bardzo przyjemne uczucie, skóra się poci, otwierają się wszystkie pory. Całość wieńczy chłodny prysznic. Znika zmęczenie, pojawia się rześkość. Chce się żyć.
19.08.02. Poniedziałek
Jagody: 2,20 x 10 = 22 SEK
Borówki: 37,8 x 6 = 227 SEK
Rano stwierdziłem brak garnka. Okazało się, że moja załoga wczoraj wieczorem nieco zabalowała i pozostawiła naczynia w kuchni. Nic więc dziwnego, że błyszczący jeszcze nowością garnek znalazł amatora.
Dzisiaj długo szukaliśmy miejsca do zbiorów. Przejechaliśmy łącznie blisko 50 kilometrów w jedną stronę. Upał dokuczał mocno. Mimo to byłem zadowolony ze swojego wyniku, choć zbieraliśmy tylko do szesnastej. Maciek z Bożeną woleli jak zwykle gruchać gdzieś w zaroślach, więc razem nie zebrali nawet tyle co ja. Z kolei Beata zagubiła się gdzieś w lesie i nie reagowała ani na wołanie, ani na dźwięk klaksonu. Pojechaliśmy do obozowiska, gdyż uważaliśmy, że ona już tam dotarła. Niestety, nie było jej. Po obiedzie planowaliśmy jechać na jej poszukiwanie. Beata zjawiła się jednak zanim zdążyliśmy przygotować posiłek. Podwiózł ją jakiś Szwed. Podobno wyszła na drugą stronę lasu i nie potrafiła odnaleźć drogi do samochodu.
Odciski na stopach to normalka dla zbieracza.
Późnym popołudniem Beata zaczęła okrężnie nawiązywać do tematu wcześniejszego powrotu. Najpierw twierdziła, że to Bożena musi wracać, bo rzekomo ma jakieś problemy w pracy. Potem otwarcie powiedziała, że wspólnie z pozostałymi członkami grupy postanowili jechać do kraju, gdyż osiągane tu zarobki ich nie satysfakcjonują.
To był dla mnie prawdziwy szok. Wszystkiego się mogłem spodziewać, ale nie takiego obrotu sprawy. No, ale nie powinienem się dziwić. Maciek prowadzi bar w Gdańsku, Bożena ma solarium w Gdyni, zaś Beatę utrzymuje o 20 lat starszy kochanek. Dla nich takie pieniądze jak tu są rzeczywiście bez znaczenia. Oni spodziewali się chyba, że zrobią tu fortuny. Zresztą, sam nie wiem, co o tym myśleć. Dla mnie to jest porażka.
Na polepszenie nastroju wypiłem 3 piwa Gron Guld (2,8%) po 5 koron każde.
20.08.02. Wtorek
Jagody: 1,6 x 11 = 18 SEK
Borówki: 5,5 x 6 = 33 SEK
Nadal upał. Najgorszy dzień pod względem zbiorów. Nie mogłem znaleźć żadnego miejsca, w którym przede mną nikt by jeszcze nie był. Wszędzie znajdowałem ślady po zbieraczkach poprzedników. Jagody kończą się już definitywnie, a borówek w tych stronach jest niewiele. Ponoć winna temu jest susza.
Wykąpałem się w jeziorze Storuman (ok. 30 kilometrów od kampingu). Po powrocie zadzwoniłem do Interregionu i przedstawiłem sytuację, w jakiej się znalazłem. Obiecano mi, że po powrocie dostanę nową załogę i będę mógł ponownie jechać do Szwecji. Jeszcze nie wiem czy się na to zdecyduję.
W regulaminie kampingu w Storuman można znaleźć ciekawe punkty, choćby takie, jak: Chleb piec tylko w małej kuchni; Zabrania się suszyć ubranie i grzyby w saunie.
21.08.02. Środa
Borówka: 18,80 x 6,5 = 122 SEK
Stało się. Jutro wyjeżdżamy. Po drodze planujemy zwiedzić Norwegię, a właściwie jej fragment w okolicach koła podbiegunowego.
Sprzedałem zbieraczkę za 70 koron.
22.08.02. Czwartek
Nie wiem jak to napisać, ale spróbuję... Wczoraj po raz pierwszy od czasów kawalerskich (dwadzieścia lat wstecz) „urwał mi się film”. Wieczorem urządziliśmy małe pożegnanie. Kupiliśmy litr przemycanego spirytusu (200 koron) i rozrobiliśmy z wodą. Kieliszków nie było, więc każdy pił z tego, co miał pod ręką. Ja miałem akurat półlitrowy kubek od herbaty. Do trzeciej kolejki wszystko pamiętam. Potem nastała ciemność. Podobno zaczepiałem jakąś obcą dziewczynę, podobno nie mogłem trafić do namiotu, podobno się przewracałem. Piszę „podobno”, gdyż mi o tym opowiadano. Na pewno zaś wiem, że rzygałem jak kot i że dziś czuję się jak wymięta szmata. Wstydzę się tego, ale cóż zrobić... Mądry Polak po szkodzie.
W stronę Norwegii wyjechaliśmy o osiemnastej. Dałem kluczyki Maćkowi, gdyż sam nie czułem się na siłach aby zasiąść za kierownicą. Po trzech godzinach byliśmy już w Mo I Rana. Po drodze podziwialiśmy majestatyczne góry, pokryte czapami zlodowaciałego śniegu. Na nocleg rozłożyliśmy się na leśnej polanie. Ja spałem w samochodzie.
23.08.02. Piątek
Rano mglisto. Jedziemy przez Korgen. Zwiedzamy Elsfiord i kierujemy się ku Mosoen. Tu trochę pobłądziłem. Wtedy nastąpiło coś, czego nie jestem w stanie pojąć.
Maciek nagle wyskakuje z tekstem: Irek, oddaj kluczyki, bo nie czujemy się z tobą bezpiecznie! Najpierw się zdziwiłem i zapytałem, dlaczego mi o tym nie mówił wcześniej. Przecież przejechał już ze mną bezpiecznie około półtora tysiąca kilometrów. On jednak zdawał się nie słyszeć, co do niego mówię. Powtarzał w kółko, jak w amoku: Oddaj kluczyki, bo cię tu zostawimy! Uspokajającym go dziewczynom rzucił krótko: Siedźcie cicho na dupskach! Dłuższą chwilę zastanawiałem się nad zaistniałą sytuacją. W bójkę wdawać się nie chciałem, bo w obcym kraju konsekwencje mogłyby być przykre dla nas obu. Ulec szantażowi i oddać kluczyków też nie chciałem, bo w tym stanie wzburzenia Maciek łatwo mógłby doprowadzić do kraksy. W końcu mediacji podjęła się Bożena. Uspokoiła nieco swojego przyjaciela, a mnie poprosiła, abym jednak pozwolił mu prowadzić. Zgodziłem się, aczkolwiek niechętnie.
Od tej pory atmosfera w grupie była zepsuta już na dobre. Nawet widok przepięknych fiordów nie sprawiał mi większej radości. Rozmyślałem nad przyczynami nagłej agresji Maćka. Wiem, że lubił zażywać różne środki „wspomagające”. Nie wiem czy tym razem cierpiał na ich brak, czy wręcz przeciwnie.
Po południu wróciliśmy do Szwecji. Po krótkim postoju w Tarnaby udaliśmy się na południe. Nocowaliśmy na kempingu w Kattisavans. Tu również było wielu Polaków, przeważnie niezadowolonych z Interregionu. Tu też można było spotkać ciekawe punkty regulaminu adresowane do naszych rodaków: Rzeczy zostawione w umywalce będą wyrzucane na śmietnik; Zdejmować obuwie przed wejściem pod prysznic.
24.08.02. Sobota
Po kolejnej nocy spędzonej w samochodzie czułem się nieco połamany. Wstałem zatem przed ósmą. Niestety, reszta grupy wylegiwała się do dziesiątej. Zanim się wyszykowali było już południe. Proponowali mi, abym teraz ja poprowadził samochód. Postanowiłem jednak odegrać się na Maćku. Odpowiedziałem, że skoro wczoraj twierdził, iż boi się ze mną jeździć, to nie ma powodu, abym mu dalej przysparzał strachu. Słowem, odmówiłem przejęcia kierownicy.
Jechaliśmy drogą E 12, później zaś E 4. Około północy złapaliśmy gumę. Było to akurat to koło, którym uprzednio najechałem na kamień. Maciek bez słowa wymienił je na zapasowe.
25.08.02. Niedziela
Do Sztokholmu dojechaliśmy około pierwszej w nocy. Zanocowaliśmy przy Vastmannagatan 107-109 na poboczu jezdni. Tym razem Maciek nie rozbił namiotu i całą czwórką spaliśmy w samochodzie. Nie obeszło się bez kolejnego konfliktu. Beata pokłóciła się z Maćkiem o zbyt daleko odsunięty przedni fotel. Oboje są specjalistami z zakresu łaciny podwórkowej, jednak Beacie nadał bym tytuł profesora, podczas gdy Maciek mógłby być co najwyżej doktorem.
Przed południem zwiedziliśmy nieco centrum Sztokholmu. Moją uwagę zwróciła przede wszystkim ogromna giełda książek na wolnym powietrzu. Niestety, nie zanotowałem, przy jakiej to było ulicy. Tuż obok była fontanna z dużym obeliskiem poświęconym bodajże Sergelowi. Na obszernym placu, wokół którego mieściły się liczne sklepy i banki, pełno było bezdomnych i narkomanów.
Do Karlskrony dotarliśmy o dziewiętnastej. Na promie odłączyłem się od grupy. Kupiłem w sklepiku dwie butelki Martini za 114 koron i małe piwo za 10. Potem położyłem się w fotelu.
26.08.02. Poniedziałek
O dziewiątej zacumowaliśmy w Gdyni. Z ulgą rozstawałem się ludźmi, z którymi los mnie związał na prawie dwa tygodnie. Na koniec wszyscy starali się być mili. Ja jednak pamiętałem o wydarzeniach sprzed kilku dni. Z premedytacją nie żegnałem się z nikim (jedynie Beacie podałem od niechcenia rękę). Owszem, wiem, że w ich oczach wyszedłem na bufona. Jednak zawód, jaki mi sprawili wcześniejszym powrotem, był zbyt duży, abym mógł przejść nad tym do porządku.
Prosto z promu pojechałem do Interregionu. Dowiedziałem się, że mają dla mnie nową załogę. Tym razem ma to być trzech mężczyzn z południa Polski Podobno zależy im na pieniądzach. Tak przynajmniej wynikało z rozmowy telefonicznej, jaką przeprowadziłem z żoną jednego z nich. Umówiliśmy się, że wypływamy z Gdyni w środę wieczorem.
27.08.02. Wtorek
Pierwsza od kilkunastu dni noc spędzona w normalnym łóżku. Z żoną u boku. Okazuje się, że takie rozstania dobrze wpływają na niektóre aspekty życia małżeńskiego...
Kilka dni i nocy spędzonych na siedząco oraz wyżywienie oparte na suchym prowiancie negatywnie wpłynęło na mój system wydalania. Od dłuższego już czasu miałem spokój z hemoroidami, gdyż nie dopuszczałem do zatwardzeń. Teraz znów się uaktywniły. Co to znaczy, wie każdy, kto cierpiał na tę dolegliwość. Pozostali mogą się śmiać. Na razie...
Zarezerwowałem na jutro bilety na prom. Tym razem podróż w obie strony ma kosztować 890 złotych, a więc 222,50 na osobę. Ponad dwukrotnie więcej niż poprzednio, ale co zrobić. Promocje nie trwają wiecznie.
Po południu zadzwoniłem do Interregionu z prośbą o podanie nazwy miejscowości, do której mam jechać. W odpowiedzi usłyszałem, że najpierw muszę dostarczyć sprawozdanie z poprzedniego pobytu. Trochę mnie to zirytowało. Zapytałem więc, dlaczego wczoraj, podczas mojego pobytu w biurze, nikt mi o tym nie wspomniał. Urażona pracownica odparła: ăJestem tylko człowiekiem i mogę zapomnieć".
Zabrałem się zatem do sporządzania tego idiotycznego sprawozdania. Byłem już w połowie, gdy zadzwoniła inna przedstawicielka Interregionu i powiedziała mi, że mam jechać do Tvaran, gdzie od 31 sierpnia jest opłacony kamping. Wobec tego zadzwoniłem na przystań promową, aby zmienić rezerwację z 28 na 30 sierpnia. Potem wykonałem telefon do moich pasażerów, aby poinformować ich o zmianie terminu wyjazdu. Dopiero na końcu sięgnąłem po mapę, aby zobaczyć lokalizację owego Tvaran.
Okazało się — ku mojemu ogromnemu zdziwieniu i oburzeniu — że ta dziura leży jeszcze dalej na północ niż Storuman, w którym byłem; aż pod fińską granicą. Wściekły chwyciłem za słuchawkę i wykręciłem numer Interregionu. Przecież umawialiśmy się na południową lub centralną część Szwecji! — wrzasnąłem. Z chaotycznej odpowiedzi zrozumiałem, że koleżance coś się pomyliło i że nie opłaciła kampingu tam, gdzie się umawialiśmy. Wobec tego oznajmiłem, że w ogóle rezygnuję z wyjazdu.
28.08.02. Środa
No i skończyły się marzenia o zarobieniu jakichś pieniędzy. Rozpakowałem walizki (jedzenia będzie na kilka tygodni), wycofałem rezerwację biletów promowych i sprzedałem w kantorze korony. Wcześniej zaniosłem do Interregionu pismo z dokładnym opisem wszystkich dezinformacji, jakich padłem ofiarą. Na końcu tej epistoły postraszyłem ich procesem sądowym. Rzecz jasna, że uczyniłem to jedynie pro forma. Nie zamierzam bowiem zostać pieniaczem sądowym.
Ireneusz Gębski