Dziś przed południem pojechaliśmy na wycieczkę do oddalonego o około 90 kilometrów Ingleton. Zaprosił nas i zawiózł tam swoją hondą Andrzej. Zwiedzaliśmy malownicze wodospady oraz oglądaliśmy stada pasących się owiec i baranów, co w drugiej połowie stycznia nie jest raczej zjawiskiem codziennym. Przeszliśmy około 8 kilometrów, często stromymi ścieżkami, co przynajmniej jednej osobie z naszej czteroosobowej ekipy niezbyt się podobało. Dla ułatwienia powiem, że była to istota płci żeńskiej w wieku zbliżonym do mojego, czyli bardzo młoda jeszcze... Po drodze mijaliśmy wiele kamiennych murków, będących granicami poszczególnych pastwisk. Myślę, że budowa tych swoistych płotów musiała trwać dziesiątki lat, a układaniem tysięcy kamieni zajmowali się niegdyś nudzący się pasterze owiec. Akurat kończyliśmy zaplanowaną trasę, gdy zaczął padać deszcz. Mieliśmy jeszcze w planie zwiedzanie jaskiń, ale dziś były zamknięte dla turystów.