Po przekroczeniu granicy francuskiej zatrzymujemy się w małym miasteczku Gex. Tutaj, w hotelu Les Rives du Leman sieci Appart, spędzimy 3 najbliższe noce.
Ten hotel jest zupełnym przeciwieństwem hoteli sieci Ibis. Nie dość, że jest tu dostęp do prądu nawet w łazience, to w każdym pokoju jest elektryczna kuchnia, lodówka i mikrofalówka. Jakby tego było mało, w ramach wyposażenia, w szafkach czekają na gości sztućce, szklanki i patelnie. Jedynym mankamentem jest dość mała jadalnia, dlatego też nasza dość liczebna grupa musiała jeść śniadania w dwóch turach. A propo’s śniadań, to francuskim zwyczajem były to posiłki tzw. kontynentalne, czyli składające się z bagietek, masła, dżemu, jogurtu, croissantów i temu podobnych bułeczek. Komuś przyzwyczajonemu do mięsa może się wydawać, że to bardzo dietetyczne dania, ale wbrew pozorom, można było się nimi najeść, tym bardziej, że pod względem ilości nie było żadnych ograniczeń.