Z Medjugorie pojechaliśmy nad brzeg Adriatyku do miejscowości Neum. Pilotka zaprowadziła nas najpierw do marketu Jadranpromet, gdzie – jak powiedziała – możemy się taniej zaopatrzyć w niektóre produkty, co nie do końca było prawdą (jak się potem okazało, w Czarnogórze było jeszcze taniej). W dodatku przy płatności w Euro obsługa doliczała swoisty haracz. Mój rachunek wyniósł 61,90 KM, co stanowi równowartość 31 Euro, tymczasem musiałem zapłacić 34 Euro…
Hotel również nazywał się „Neum”. Zbudowano go jeszcze w czasach komunistycznych, czego ślady widać było na każdym kroku. Ogromny, wieloskrzydłowy i wielokondygnacyjny moloch. W pokojach brak klimatyzacji i lodówki, zamiast spłuczki kranik, w łazience nie ma żadnego gniazdka elektrycznego. Za to windą można zjechać kilka pięter pod ziemię, gdzie mieści się bunkier przeciwatomowy z czasów J..B. Tito. Długim korytarzem, który zwieńczają grube pancerne wrota, wychodzi się wprost na brzeg morza.
Stołówka obszerna, ale stoły i krzesła upchane tak gęsto, że konsumenci muszą uważać, żeby nie trącać się łokciami. Szwedzki stół, wybór dań spory. W sumie jak na jedną noc, to nie ma powodów do narzekań.