We wtorek udajemy się do Dubrownika. Docieramy tam już o godzinie dziewiątej. Trochę się tu zmieniło od naszego poprzedniego pobytu. Przede wszystkim uruchomiona została kolejka linowa na górujące nad miastem wzniesienie. Niestety, w programie nie przewidziano przejażdżki (można to uczynić indywidualnie). Nie ma też wejścia na mury obronne, bo podobno znacznie wzrosły ceny biletów. Tu nadmienię, że na początku wycieczki składaliśmy się po 60 Euro na bilety wstępu i na przewodników. Rozliczenia nigdy jednak nie ujrzeliśmy. Nie było też postoju na punkcie widokowym nad miastem. Do skutku nie doszła również wycieczka wokół wyspy Lokrum, ale to już z powodu małej liczby chętnych. Osobiście niezbyt zależało mi na tych atrakcjach, gdyż dwa late temu już je zaliczyłem, ale wiele osób było tutaj po raz pierwszy.
Po Stradunie i okolicach oprowadzała nas przewodniczka Paulina Kowaczyn. Byliśmy także w aptece franciszkanów (nie wolno tam robić zdjęć) i w katedrze. W czasie wolnym spacerowaliśmy po parku, z którego pięknie prezentuje się panorama miasta oraz jest doskonały widok na morze. Praktycznie nic nie kupowaliśmy, gdyż Dubrownik – jak przystało na miasto zwane Perłą Adriatyku – jest dość drogi. Na przykład gałka lodów kosztowała 10 kun, czyli 1,5 Euro, natomiast granita (rodzaj sorbetu) dwa razy tyle.