Kolejny punkt naszej wycieczki to Njegusi. Aby dostać się do tej położonej wysoko w górach wioski trzeba pokonać kilkadziesiąt serpentyn. Dotychczas sądziłem, że Drabina Trolli w Norwegii jest najbardziej wąską i krętą drogą. Byłem w błędzie! Takich agrafek jak na trasie z Kotoru do Cetinj nie ma chyba w całej Europie. Nasz autokar (krótszy od innych) ledwo mieścił się na ostrych zakrętach, a widok przepaści za oknami – aczkolwiek bardzo piękny – niejednego turystę przyprawiał o szybsze bicie serca.
Njegusi słynie z sera i suszonej szynki zwanej pršut. Szynkę tę suszy się przez kilka miesięcy na wietrze, a później kroi w cieniutkie paseczki. W smaku przypomina szynkę parmeńską. Kupiliśmy niewielkie opakowanie tego przysmaku za 4 Euro. W ramach poczęstunku spróbowaliśmy też miodówki (1 Euro za szklankę).
W Njegusi dogoniły nas chmury, które zbierały się już podczas naszego pobytu w Peraście. Na szczęście tylko trochę pokropiło deszczem i mogliśmy jechać dalej. Tym razem do Budvy. Po drodze mijaliśmy tzw. Kamienne Morze i dawną stolicę Czarnogóry Cetynię.