Po 33 godzinach od wyjazdu z Gdańska znaleźliśmy się na granicy macedońsko-greckiej, gdzie powitał nas napis: „Welcome to Hellas”. Po kolejnych dwóch, a praktycznie jednej (ze względu na zmianę czasu) zakwaterowaliśmy się w hotelu Assembly nieopodal Salonik. Mieliśmy tutaj do dyspozycji basen, szachy na wolnym powietrzu oraz bar. Z tych ostatnich jednak nie korzystałem, ponieważ w szachy nie gram, a piwo Amstel w barze kosztowało aż 3 euro (w Atenach w supermarkecie zapłaciłem za nie tylko 1,05 euro). Na kolację otrzymaliśmy stek wieprzowy z ryżem i pieczonymi ziemniakami. Do tego deser oraz duży wybór sałatek. Był też oczywiście chleb, który w Grecji podawany jest praktycznie do każdego posiłku.