Przed południem ruszamy na północ, w kierunku Salonik. Po drodze zatrzymujemy się przy pomniku Leonidasa, nieopodal słynnych Termopili. Trudno tu rozpoznać miejsca na których Spartanie stoczyli kiedyś morderczą bitwę z Persami. Na przestrzeni wieków morze cofnęło się o kilka kilometrów i zmieniła się konfiguracja terenu.
W Salonikach jesteśmy o wpół do szóstej. Nasz piąty z kolei hotel nazywa się Sun Beach i chlubi się czterema gwiazdkami. Z okna rozciąga się widok na zatokę oraz na centrum miasta. Na otwartym powietrzu jest basen, z którego gremialnie korzystamy. Potem udajemy się na oddaloną o kilkaset metrów plażę. Woda jest ciepła, ale piasek raczej brudny (przypływy i odpływy).
Kolacja serwowana: zupa i po 4 mini-kiełbaski z ryżem. Do tego surówka z kapusty i marchwi. Na deser galaretka. Śniadanie w postaci tradycyjnego bufetu.
Znowu spotykamy się z przewodniczką Iloną. Prowadzi nas najpierw pod Białą Wieżę, a następnie jedziemy do bazyliki św Dymitra. Potem oglądamy łuk triumfalny Galeriusza oraz leżące przy nim psy. Zaliczamy także rzymską rotundę oraz kościół Świętej Mądrości Bożej (Hagia Sophia). O każdym z tych obiektów można byłoby sporo napisać, ale po co powielać informacje ogólnie dostępne w sieci? W czasie wolnym odwiedzamy tutejszy bazar. Jest to miejsce niezwykle hałaśliwe, naszpikowane straganami jak ser szwajcarski dziurami. Prawie każdy ze sprzedawców głośno zachwala swój towar, co sprawia, że panuje tu nieustanny jazgot. Kupujemy oliwki (4 euro /kg) i pitę (2 euro/ sztuka).