Geoblog.pl    igebski    Podróże    Turcja - od Bosforu po Kapadocję    Pobyt w Kapadocji
Zwiń mapę
2012
30
kwi

Pobyt w Kapadocji

 
Turcja
Turcja, Ürgüp
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1930 km
 
Ostatecznie wyjeżdżamy o 15:50. W Stambule zatrzymują nas korki przed mostem na Bosforze. Wśród przesuwających się leniwie potoków aut na kilkunastu pasach kręcą się sprzedawcy wody, obwarzanków, kwiatów i łuków. Wreszcie udaje się nam opuścić to ogromne miasto, chyba jedyne na świecie, które leży na dwóch kontynentach i podążyć w stronę Ankary. Po pięciu godzinach jazdy zatrzymujemy się na kolację w punkcie przystankowym dla sieci Metro bus (w Turcji praktycznie nie istnieje sieć kolejowa, więc autobusy odgrywają znaczącą rolę w komunikacji międzymiastowej). Za kolację płaci szef biura Filiz. Przy okazji wymieniamy euro na liry tureckie. Przelicznik: 1:2.30.
Podczas dalszej jazdy pan Ergun i pilotka przedstawiają propozycję zmiany programu. Proponują dłuższy o jeden dzień pobyt w Kapadocji kosztem skrócenia wizyty w Stambule. Usiłują nas przekonać, że tak będzie korzystniej. Chcą też, żeby wszyscy podpisali się pod specjalnym oświadczeniem w tej sprawie. Doprowadza to do wrzenia wśród uczestników wycieczki. Większość jest co prawda skłonna zaakceptować zmiany, ale kilka osób głośno dzieli się swoimi wątpliwościami i odmawia złożenia podpisu. Dyskusja się zaostrza, ale Ergun nie zabiera więcej głosu w tej sprawie. Swój cel już osiągnął: odwrócił uwagę od istoty sprawy. Wygląda na to, że wszystko zostanie po staremu. Później jednak okaże się, że mimo braku pełnej akceptacji program i tak będzie zmieniony.
Po dalszych sześciu godzinach, czyli o czwartej rano dojeżdżamy do hotelu Taskin w Urgup. Spędzimy tutaj prawie trzy noce (prawie, gdyż tej pierwszej niewiele zostało). Taskin jest hotelem dość starym i – delikatnie mówiąc – mało przytulnym. Nie zachwyca również oferowane tu wyżywienie. Krótko mówiąc, jest to najgorszy z czterech hoteli, w których mieszkaliśmy podczas tej wycieczki.
Po kilku godzinach snu wstajemy, zjadamy śniadanie i o 10:30 piętnastoosobową grupą (reszta ma czas wolny) jedziemy busem do hamamu w Goreme. Na początek obsługa smaruje nam twarze jakimś błotem, a potem idziemy do sauny. Temperatura jest tu stosunkowo niska, bo zaledwie przekracza 60o C. Mimo to po dziesięciu minutach pot z błotem spływa nam po oczach. Przechodzimy następnie do pomieszczenia, w którym znajdują się marmurowe ławy. Kładziemy się na nich, a obsługujący nas łazienni polewają nas ciepłą wodą. Potem zakładają szorstkie rękawice i mocno pocierają nasze ciała, z przodu i z tyłu. Co jakiś czas któryś z nas otrzymuje lekkiego klapsa, a roześmiany Turek dopytuje się łamaną polszczyzną: „Dobzie? Bardzio dobzie?” Po suchym masażu przychodzi pora na mydlany. Obficie namydlają nam ciała, po czym znów masują dokładnie z przodu i z tyłu. Po kolejnym spłukaniu udajemy się do jacuzzi, a w każdym razie do czegoś, co powinno nim być. Woda jest tu co prawda gorąca, ale biczy wodnych i bąbelków ani śladu. Za to na dnie wyczuwalny szlam i brud. Kiedy próbuję wejść do znajdującej się nieopodal kabiny prysznicowej, z jej drzwi spada mi na głowę metalowa rurka, nabijając mi guza. Po wzięciu prysznica ubieram się i wypijam herbatę, rezygnując z dodatkowo płatnego masażu oliwkowego. Sądzę zresztą, że 25 euro (nie licząc napiwku, po który obsługa ochoczo wyciąga ręce) to nieco wygórowana cena za korzystanie z łaźni tureckiej. Na zewnątrz zaciągam się jeszcze kilka razy dymem z fajki wodnej i czekam na resztę grupy.
Po powrocie do hotelu przesiadamy się do autokaru i całą grupą wyruszamy na zwiedzanie ciekawostek Kapadocji. Oprowadza nas osobiście pan Ergun. Oglądamy wyrzeźbione przez naturę dziwaczne kształty. Niektóre formy skalne przypominają do złudzenia prawdziwe rzeźby, np. sylwetka wielbłąda czy kobiety z dzieckiem na ręku. W Avanos zwiedzamy wykuty w wulkanicznym tufie kościół Marii. Stamtąd jedziemy do pracowni ceramicznej Konak (nie było jej w programie, za to reklama Filiz znajduje się w oknie pracowni). Zostajemy poczęstowani winem i herbatą, wysłuchujemy informacji o technikach zdobienia talerzy i tp. Możemy też podpatrzeć jak pracownicy małymi pędzelkami nanoszą skomplikowane wzory na różne wyroby. Jest tez pokaz na kole garncarskim. Młody Turek porusza stopą koło, a palcami formuje jakiś kształt, który „przypadkiem” przybiera wygląd fallusa. Potem oczywiście zostajemy skierowani do sklepu, gdzie te wszystkie „hand made” sa wystawione do sprzedaży. Ceny kosmiczne, ale parę osób daje się skusić i coś kupuje.
Z pracowni jedziemy podziwiać twierdzę Uchisar. U jej podnóża znajduje się mnóstwo straganów z owocami i pamiątkami. Kupuję otwieracz z magnesem (kolekcjonuję je od dawna) za 3 liry oraz miniaturkę balonu za 5 lir. Żona nabywa pół kilograma suszonej morwy za 8 lir.
Z Uchisar przemieszczamy się do kolejnej pracowni, której nie było w planie. Tym razem jest to zakład kamieniarski, w którym demonstruje się obróbkę onyksu. Znów jest wino i herbata, krótki pokaz i zaproszenie do sklepu. W środku mnóstwo biżuterii wykonanej z wszelakich dostępnych kruszców i minerałów. Najciekawsze jednak jest to, że bardzo obszerne wnętrze wykute zostało we wnętrzu góry. Obok znajduje się charakterystyczny znak drogowy „uwaga koty”, nawiązujący jakby do tego przy norweskiej Drabinie Trolli.
Wieczorem udajemy się na tzw. wieczór turecki do restauracji Yasar Baba. Znajduje się ona oczywiście, jak na Kapadocję przystało, pod ziemią. Na początek prezentują się derwisze w białych strojach, którzy w skupieniu wirują wokół swoich osi, jakby zahipnotyzowani. Potem występują tancerze i tancerki, którzy żywiołowo tańczą i odgrywają różne scenki rodzajowe, prezentując turecki folklor. Jest też czas na wspólną zabawę dla gości. Osobiście doświadczyłem tego szczególnie przy okazji tańca brzucha, kiedy to wraz z kilkoma innymi facetami zostałem wybrany do zademonstrowania swoich umiejętności w tym zakresie. Widać nie były one zbyt wielkie, bo jedna z turystek niemieckich, pewnie z litości, wsunęła mi napiwek za pas. Nie wiem, ile tego było, bo obsługa bardzo szybko zaopiekowała się moim tipem.
W odróżnieniu od wieczoru greckiego na tureckim jest mało jedzenia, natomiast bardzo dużo alkoholu. Serwowano nam praktycznie bez ograniczeń wino czerwone i białe, piwo Efes, wódkę Black Royal i raki Cilingir. O moim porannym bólu głowy nie będę tu szerzej wspominał…
We wtorek pierwszego maja Ergun Basdemir nas opuścił. Podobno pojechał do kraju, żeby pilotować inną wycieczkę. Wraz z nim zniknęła jego przyjaciółka Bożena. Na ten dzień naszym przewodnikiem (bardziej z nazwy niż z wypełniania swojej roli) został p.Taskin, właściciel hotelu, w którym mieszkaliśmy. Pojechaliśmy najpierw na punkt widokowy przy tzw. grzybach kapadocyjskich, zwanych inaczej Trzy Piękności, a stamtąd do Goreme, gdzie obejrzeliśmy kilka skalnych kościołów w Open Air Museum. Niesamowite są te budowle. Nic dziwnego, że znajdują się pod patronatem UNESCO. Do niektórych kościołów ciągnęły się długie kolejki turystów, którzy przyjeżdżają tu praktycznie z całego świata. Osobiście zetknąłem się z grupami z Ameryki Południowej i krajów dalekiego Wschodu, a także z Rosji, Niemiec i Francji.
Około południa pojechaliśmy do fabryki wyrobów skórzanych Alkazar (była w programie). Oprowadzała nas pracująca tu Polka. Obejrzeliśmy mini pokaz mody, wypiliśmy herbatkę i jak zwykle przy tego rodzaju okazjach zaproszono nas do sklepu. Tutaj nawet ceny podawano w złotych. Niestety, dla mnie były one za wysokie, choć niektóre kurtki z jagnięcej miękkiej skórki bardzo mi się podobały.
Następnym punktem były ogrody paszy, czyli Pasza Balar . Podobno tu ukrywał się kiedyś św. Szymon. Tego nie wiem na pewno, ale za to na pewno spotkałem tu żywego żółwia. Notabene, pierwszy raz widziałem żółwia na wolności.
Tego dnia byliśmy jeszcze w Mustafapasa (Sinasos), gdzie obejrzeliśmy remontowany właśnie monastyr. Po drodze do hotelu wysiedliśmy z żoną w centrum Urgup, żeby zrobić nieco zakupów w miejscowych marketach BIM i A.101. Niestety, później troszkę pobłądziliśmy. W efekcie do hotelu wróciliśmy taksówką.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2012-05-10 13:22
Piekne miejsce,w ktorym jeszcze nie bylam ale mam w planach juz niedlugo.
 
igebski
igebski - 2012-05-10 13:24
Polecam, ale lepiej tam polecieć, zamiast tłuc się autokarem z biurem Filiz:)
 
 
igebski
Ireneusz Gębski
zwiedził 19% świata (38 państw)
Zasoby: 276 wpisów276 12 komentarzy12 409 zdjęć409 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.09.2016 - 02.03.2017
 
 
01.02.2016 - 07.02.2016
 
 
10.09.2015 - 24.09.2015