Geoblog.pl    igebski    Podróże    Gruzja i Armenia    Batumi
Zwiń mapę
2016
07
wrz

Batumi

 
Gruzja
Gruzja, Batumi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 266 km
 
W środę piątego dnia podróży wyruszyliśmy w stronę Morza Czarnego. Jeszcze pożegnalny rzut oka na Uszbę - jeden z najwyższych szczytów Kaukazu - i powoli opuszczamy góry. Jeden z postojów wypada przy cmentarzu. W osobnym artykule pisałem o tym tak:
Z innym objawem sympatii i gościnności zetknęliśmy się na... cmentarzu. W drodze ze Swanetii do Adżarii zatrzymaliśmy się, żeby zrobić zdjęcia charakterystycznych grobowców z zadaszeniem. Tu trzeba wyjaśnić, po co te dachy nad grobami, z daleka wyglądającymi jak ogrodowe altany. Otóż Gruzini mają w zwyczaju biesiadowanie przy miejscach wiecznego spoczynku swoich bliskich. Dachy chronią ich więc przed słońcem i deszczem. A jeżeli nawet sami nie biesiadują, to zostawiają przy grobach butle z winem lub czaczą (wódka z winogron), żeby zmarłym było raźniej. Ktoś z nas poprosił spotkanych na cmentarzu mężczyzn o wodę. Kiedy dowiedzieli się, że jesteśmy z Polski, przynieśli do naszego busa miskę z pokrojonymi pomidorami i ogórkami, tacę z chlebem puri, ser sulguni oraz pokaźnych rozmiarów dzban z winem. Za poczęstunek nie chcieli wziąć ani pół lari. Przyjęli jedynie czekoladę dla syna jednego z nich.
Pod drodze zatrzymujemy się na kawę w poznanym już kilka dni wcześniej Zugididi. W miejscowym urzędzie miejskim wraz z żoną korzystamy z dostępu do internetu. Do Gonio dojechaliśmy wczesnym popołudniem. W programie był co prawda planowany nocleg w Ureki, ale nastąpiła jakaś zmiana. Jak się okazało - na gorsze. Hotel, który został zarezerwowany dla nas przez Barentsa, oferował tylko czteroosobowe pokoje. Ania trochę się zdenerwowała, ale zadziałała szybko i sprawnie. Po wykonaniu kilku telefonów podjęła decyzję o zakwaterowaniu nas w pobliskim Batumi. Póki co jednak, żeby nie tracić czasu, zostawiliśmy rzeczy w pobliskim hostelu i poszliśmy na plażę. Woda w morzu była ciepła i sprzyjała kąpieli. Popływałem trochę, ale miłą atmosferę zepsuł nieco Rysiek, który odmówił zapłacenia za leżak. Nie chodziło o wielkie pieniądze, raptem o 3 lari, ale on uparł się i powiedział, że nie zapłaci. W efekcie został pozbawiony leżaka. A trzeba wiedzieć, że na tej plaży nie ma piasku, więc perspektywa leżenia na kamieniach nie jest zbyt przyjemna.
A oto inna notatka z mojego artykułu "Polskie akcenty w Gruzji":
Szliśmy ścieżką w kierunku morza. Wtem leżący w hamaku pod budą krytą blachą falistą brodaty i długowłosy młodzian odezwał się po polsku:
- Zapraszam do nas.
Obejrzałem się zaskoczony i zobaczyłem, że w głębi tej rudery (dawny garaż) znajduje się bar. Jeden stół zrobiony był z postawionego na sztorc bębna po jakimś kablu, drugi zaś zbity z palet. Przed ladą wisiał plakat z wizerunkiem wspomnianego młodzieńca z podpisem Simon Dread. Wkrótce okazało się, że to pseudonim Szymona, który grywał wcześniej reggae w Tbilisi. Teraz zaś od dwóch lat prowadzi wspólnie z Karoliną Nyabinghi Reggae/Ethnic Bar. Serwują dania wegetariańskie i napoje. Przed wejściem napis w języku angielskim, gruzińskim i polskim: Witajcie w naszej bajce. Zamawiamy zupę. Kosztuje 6 GEL (około dziesięciu złotych). Jest smaczna i pożywna. Nie ulega wątpliwości, że ten bar, zlokalizowany przy kamienistej plaży, z dala od zgiełku dużego miasta, ma swój urok i klimat. Patrząc nań od strony morza, widzimy w tle zielone pasmo górskie i wielki biały krzyż na szczycie jednej z gór.
Tuż przed zachodem słońca dojechaliśmy do hotelu Anadolu w Batumi. Zlokalizowany jest on w pobliżu promenady, praktycznie w sercu starówki. Odbyłem szybki spacer, aby korzystając z resztek dobrego światła, zrobić kilka fotek. Wieczorem tę samą trasę powtórzyłem z resztą grupy. Podświetlone obiekty wyglądały zupełnie inaczej niż w dziennym świetle, bardziej malowniczo i zarazem tajemniczo. Na dłuższą chwilę zatrzymaliśmy się przy grających fontannach. Podobne widziałem wcześniej w Pradze i w Barcelonie. Kolejny samotny spacer odbyłem następnego dnia po śniadaniu. Wtedy dopiero zauważyłem charakterystyczne karuzele na ścianie jednego z wieżowców. Niestety, nie było czasu, aby zażyć przejażdżki na wysokości... Zdążyłem jeszcze przejść promenadą wzdłuż pięknie utrzymanej ścieżki rowerowej, rzucić okiem na ażurową wieżę z gruzińskim alfabetem, fontannę z kobietą na rowerze trzymającą w ręku parasol i już trzeba było jechać dalej.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
igebski
Ireneusz Gębski
zwiedził 19% świata (38 państw)
Zasoby: 276 wpisów276 12 komentarzy12 409 zdjęć409 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
04.09.2016 - 02.03.2017
 
 
01.02.2016 - 07.02.2016
 
 
10.09.2015 - 24.09.2015